– Ciągle wierzę, że uda nam się obronić samorząd terytorialny, że staną za nim mieszkańcy. Ale prawda jest też taka, że musimy się skonsolidować i mówić jednym głosem bez względu na to, czy reprezentujemy gminy, powiaty czy województwa- mówi Marek Wójcik, pełnomocnik zarządu ds. legislacyjnych Związku Miast Polskich i wykładowca na studiach podyplomowych MBA in Community Management.
Na czym polega dzisiaj samodzielność samorządu?
Na to pytanie nie ma prostej odpowiedzi. Samorząd, w swojej dzisiejszej wersji, jest efektem przemian ustrojowych 1989 roku, dyskusji poprzedzającej uchwalenie Konstytucji w 1997 roku, ale także naszej historii i uwarunkowań kulturowych. Mówiąc krótko: na coś wtedy się umówiliśmy. Na państwo zdecentralizowane, rozwijanie społeczeństwa obywatelskiego, na określony sposób budowania struktur państwa demokratycznego. Szanując własną przeszłość wpisywaliśmy się jednocześnie w trend europejski oparty pomocniczości, zaufaniu do obywateli, transparentności decyzji, uważnemu przyglądaniu się wydatkowaniu środków publicznych. Błędem było to, że po 30 latach od naszej transformacji ustrojowej, nie zapytano Polaków, jakiej chcą przyszłości, tylko podejmowano decyzje za nich.
Na przykład Rząd i Parlament rząd zdecydowali o obniżeniu wieku emerytalnego, co pociągnie za sobą bardzo poważne skutki dla przyszłych pokoleń. Nie było poważnej dyskusji na ten temat, a konsekwencje tego będą znaczące zarówno z perspektywy pojedynczego obywatela jak i całego państwa. Jeszcze niedawno mogło się wydawać, że jakimś stałym elementem przyszłości Polski jest jej obecność np. Unii Europejskiej, ale niestety nie można o tym mówić z taką samą pewnością. Nie mamy wizji tego, dokąd zmierzamy i ma to konsekwencje także dla samorządu, bo to z tej wizji przyszłości powinna wynikać także jego rola w kształtowaniu rozwoju społeczno – gospodarczego i skala samodzielności.
Samorządowe wspólnoty mieszkańców powinny mieć jak największą autonomię w podejmowaniu decyzji w sprawach dla siebie najistotniejszych. Powinniśmy w jak największym stopniu pozwolić decydować ludziom o ich losach, wówczas są oni najbardziej aktywni i efektywni. To prawda powszechnie znana już starożytnym Rzymianom i Grekom i wciąż aktualna.
Jest Pan bardzo pewny tego, że obywatele zdecydują o sobie lepiej niż rządzący w ich imieniu politycy.
Jeśli państwo ufa obywatelom to w zamian dostaje ich aktywność. Odwołam się jeszcze raz do obniżenia wieku emerytalnego- 60-latkowie to pełni wigoru, doświadczeni i kompetentni ludzie, których odsuwamy z życia zawodowego. Jeśli nie znajdziemy mądrego pomysłu na to, jak włączyć ich w życie społeczne i korzystać z ich ogromnego potencjału, wiedzy
i doświadczenia życiowego, zaczną zamykać się w sobie, izolować się od społeczeństwa. Starają się temu zapobiec niektóre samorządy, ale nie mają w tym dużego wsparcia państwa. Choć przecież problem jest powszechny i będzie narastał z powodu pogłębiającego się kryzysu demograficznego.
Dla Kowalskiego czy decyduje za niego premier X czy burmistrz Y może nie mieć wielkiego znaczenia.
Zasada pomocniczości nie powinna dotyczyć tylko relacji samorząd – administracja rządowa. Tam, gdzie nie jest to konieczne, powinno się pozwolić działać społeczeństwu obywatelskiemu, rodzinom, podmiotom gospodarczym. Rozwiązywać problem na szczeblu możliwie najbliższym obywatelom, którym można byłoby w większym niż dzisiaj wymiarze oddawać władzę w sprawach ich dotyczących. Konkretnie np. wzmacniając rolę jednostek pomocniczych gminy (sołectw, osiedli, dzielnic) czy też poszerzając zakres zadań własnych jednostek samorządu terytorialnego przekazywanych organizacjom pozarządowym.
Drugi wątek, dotyczący tej kwestii to w większym niż dotąd wymiarze włączanie mieszkańców w zarządzanie wspólnotą samorządową i motywowanie ich do aktywności na rzecz lokalnej lub regionalnej społeczności. Kiedy czujemy, że mamy wpływ na własny los, mamy też poczucie mocy, sprawczości, chcemy zmieniać otoczenie na lepsze.
Niestety w ostatnich latach obserwujemy po stronie rządowej przekaz dokładnie odwrotny, że silne i sprawne państwo musi być scentralizowane, a decyzje o losach wspólnot mieszkańców można podejmować w Warszawie na podstawie przekonania pojedynczych osób, „przysłowiowego nosa” czy jednostkowej praktyki.
Bardzo trudno w takiej sytuacji o aktywizację społeczną, budowanie demokracji lokalnej i społeczeństwa obywatelskiego. Tytułem przykładu: jeśli rząd straszy, że odbierze samorządom szpitale, to obiera wspólnotom mieszkańcom ich podmiot leczniczy. Bo nie nazwa, a funkcja i zakres działania decyduje o tym kto powinien nim zarządzać. Szpital miejski czy powiatowy obsługuje mieszkańców miasta lub powiatu i to oni powinni mieć wpływ na jego funkcjonowanie, a nie minister zdrowia czy wojewoda
Polska jest osłabiona skutkami pandemii, jest bardzo spolaryzowana, a wiele samorządów ma ogromny problem, aby związać przysłowiowy koniec z końcem. Może więc właśnie wzmocnienie władzy lokalnej będzie receptą na to, aby zagwarantować zrównoważony rozwój kraju?
Bardzo dużo jeżdżę po Polsce i widzę niemal codziennie, jak bardzo jest ona regionalnie i lokalnie zróżnicowana. Wciąż widoczne są jeszcze różnice z czasów zaborów, a przecież minęło już ponad pięć pokoleń od czasu odzyskania przez nas niepodległości.
Oczywiście, musimy znaleźć sposób na zrównoważony rozwój wspólnot samorządowych, ale nie powinien być tylko jeden, jednakowy dla wszystkich „lek”. Im więcej możliwości kształtowania rozwoju ma samorząd tym lepiej. Powinien w tym zakresie być z jednej strony autonomiczny, a z drugiej uwzględniać specyfikę obszaru funkcjonalnego na terenie, którego jest położony.
Uważam też, iż samorząd powinien mieć tyle samodzielności, ile jest w stanie udźwignąć. Wykorzystywać ją na potrzeby mieszkańców, zgodnie z ich oczekiwaniami. W tych obszarach, gdzie dostrzegają swoje najważniejsze interesy i szanse na przyszłość.
A trendy na 2021 rok to?
Jestem optymistą i ciągle wierzę, że uda nam się obronić samorząd terytorialny, że staną za nim mieszkańcy. Ale prawda jest też taka, że musimy się skonsolidować i mówić jednym głosem bez względu na to, czy reprezentujemy gminy, powiaty czy województwa.
Myślę, że kiedy zakusy na centralizowanie państwa są coraz większe, a samorząd jest pozbawiany dochodów i kompetencji, nie wystarczy się bronić. Używając sportowego porównania, nie da się wygrać meczu piłkarskiego, przez drużynę, która skupia się wyłącznie na obronie własnej bramki, nie przekraczając linii środkowej boiska. Dlatego osoby rozumiejące idę samorządności muszą atakować, wychodzić z inicjatywami kolejnych działań wzmacniających decentralizację państwa oraz budowę społeczeństwa obywatelskiego.
Boję się jednak postaw konformizmu ze strony samorządowców, że zwycięży myślenie o tym, iż korzystniej się nie wychylać, akceptować nawet złe rozwiązania …, bo wtedy „coś się dla siebie załatwi” Oby takich postaw było jak najmniej!